czwartek, 24 lipca 2008

Mekong

A na brzegu las tropikalny.



Mekong

W objeciach pytona, bardzo przyjemne zwierze.











Operator jednej z naszych lodzi.










Dzis przyszedl czas na Mekong, ale tym razem nie ten do picia. Lukasz zrezygnowal, stwierdzil, ze plyniecie po Mekongu to dla niego zbyt duza pokusa na szlaku trzezwosci, przeciez wystarczy zanurzyc kubek i caly jest wypelniony Mekongiem. Zatem udalismy sie sami z Gutem. Zaczelo sie od miejsca gdzie robia cukierki z kokosa, ludzie ode mnie z pracy wiedza o jakie cukierki chodzi, bo Edzia przywiozla je ze swojej podrozy po Indochinach. Sa po prostu genialne, tym bardziej, ze tu w ogole prawie nie jemy slodyczy, wiec smakowaly tym bardziej dobrze. Potem zwiedzalismy kolejne wyspy. Bylo spotkanie z prawdziwiym pytonem, ktory byl jeszcze dzieckiem bo wazyl zaledwie 12 kg, dorosle osobniki potrafia przekroczyc 100 kg. Bylismy tez w owocowym ogrodzie, gdzie nas uraczyli roznymi miejscowymi owocami przygrywajac na miejscowych instrumentach i dajac pokaz mozliwosci wokalnych. Noi oczywiscie sporo plywania po roznych zakamarkach delty Mekondu, roznymi typami lodzi. Byl to dla nas relaks i przyjemnosc. Potem przyszedl czas na wodke ryzowa i zwykla, zapijana piwkiem i tak wieczorek nam tu uplywa. Wychodzac na miasto z hotelu, Gutek stwierdza, ze warto by bylo chociaz wiedziec gdzie jestesmy (chodzi o nazwe miasta, ktorej nie pamietam dokladnie), ja odpowiadam, ze po co, zawsze wiemy a tym razem jest fajnie, bo nie, chociaz to podobno milionowe miasto.

1 komentarz:

kuba pisze...

To zdjęcie z pytonem, to specjalnie dla Eweliny ? ;)Dziecko nie dziecko pogłaskać mogę, ale wolał bym żeby mnie obejmowało.