A oto i palacowe budowle.
Brama wejsciowa do kompleksu palacowego w Hue - jedna z wielu.
Rozslawiona przez Lonely Planet Cafe on the Wheels in Hue, w ktorej nie omieszkalem umiescic na scianie napisu - Wiskitki Gora!!!
Kultowa czynnosc penetratorow!
Nowe miasto, nowe wrazenia. Najpierw udalismy sie na piwko, byl taki upal, ze nie dalo sie inaczej. Po posileniu sie tym szlachetnym trunkiem postanowilismy uderzyc z grubej rury i zaatakowac sama Cytadele. To odwazne posuniecie, bo Cytadela jest ogromnych rozmiarow. Po dotarciu pod jej bramy i zorientowaniu sie w cenach wstepu, Lukaszek odrazu ja sobie odpuscil. Ja z Gutem zdecydowalismy sie na spenetrowanie tego kompleksu. Byla warta tego. Jest to ogromny kompleks, w ktorym kiedys, tzn. glownie w XIX wieku mieszkali wladcy tego panstwa. Zwyczajni ludzie nie mieli w ogole wstepu do srodka, zeby chronic przebywajace tam niewiasty przed zalotnikami sposrod sluzby mogli tam przebywac tylko eunusi. A teraz po wykupieniu biletu moze wejsc tam kazdy. Jest to potezny obiekt, mozna sie niezle zmeczyc podczas jego eksploracji. Jednak architektura jest wspaniala. Nie jest oryginalna, bo podczas wojny budynki zostaly doszczetnie zniszczone. Jednak pozniej je wiernie odrestaurowano i teraz turysta moze poczuc atmosfere sprzed 150, badz nawet wiecej. Czesc jest odbudowywana do dzis, a wiekszasc kompleksu zostala odbudowana na przestrzeni ostatnich 20 lat, zatem jest to z pewnoscia lektura obowiazkowa.
Po odwaleniu tego obiektu, kompletnie wypluci wrocilismy do hotelu. Jak juz sie wykapalismy to przyszedl czas na debaty co poczac z tak swietnie sie zapowiadajacym wieczorem. Powiedzialem, ze tak glupio byc w Wietnamie i nie pic miejscowej wodeczki marki Hanoi. Nawet nie wiedzialem w co sie laduje. Chlopaki podchwycili temat i sie zaczelo. Wodeczka jest tutaj sprzedawana w starych poczciwych 750ml flaszkach po cale 4 dolary za kazda. Zatem wiecie, ze po oproznieniu jednej zaraz udalismy sie po druga. W miedzyczasie napatoczyl sie Szwed z trzecia 300ml i zaczelo sie balowania. Akcja dzieje sie na korytarzu hotelowym. Wiec caly hotel chcac nie chcac uczestniczy w polskim swiecie. A swietowanie bylo mocne, kazdy odowiadal jakies historie z bogata intonacja dzwiekowa. Szwed przyznal nam sie do swojego wielkiego problemu. Okazalo sie, ze przelecial kurwe w Bankoku i zlapal jakies swinstwo, spuchly mu jaja i bardzo go bola. Kupil sobie jakis antybiotyk i jest lepiej, ale jak pokazal jak bardzo go bolaly jaja wykrzywiajac gebe w niesamowitym grymasie to lzy mi pociekly po polikach ze smiechu. Myslalem, ze sie zwale z krzesla na podlage, a sytuacja byla nie do smiechu dla Szweda. Bylismu juz niezle wstawieni, doszlo do sprzeczki, ale na szczescie bez mocnego zakonczenia. Chlopaki zalagodzili sytuacje.
Rano wszyscy nas kojarza w hotelu i wspominaja o nocnej imprezie. My udajemy, ze o niczym nie wiemy i w ogole nie slyszelismy odglosow zadnej imprezy. Idziemy na sniadanie, opowiadamy sobie jakies historie. Zacytaje Wam tylko jedno zdanie z historii opowiadanej przez Lukasza:
- A mialem wtedy ze soba taki 18% napoj z Czech co sie nazywa Vermuth.
Niezle co? Stwierdzilem, ze to piekne wyznanie prawdziwego alkoholika.
Dobry byl tez moment z handlarzek okularami. Ja jak zwykle wyjalem swoje trzy pary i chce mu wcisnac. ten oczywiscie nie chce o niczym slyszec, ja mu na to, ze to kokulary z Paryza za 25 euro i moge sie wymienic na 3 zapalniczku Zippo jakie on ma w swojej ofercie. ten oglada ale sie nie zgadza. Jak to w Azji napatoczyl sie jakis miejscowy facet na ulicy. Oglada okulary i pyta czy moze je zabrac pokazac komus. Znika i pochwili przylazi, kupuje trzy zapalniczki i sie zamieniamy. Okulary kupilem na rynku w Zyrardowie, wiec fun byl niezly.
8 komentarzy:
A zdjęciuszka gdzie, hę?
Widzę, że tam niezły biznes można zrobić, kupujesz worek okularów i wracasz z workiem zapalniczek Zippo ;)
Po drodze znalazlem dwie pary okularow, wiec swoje moglem sprzedac z czystym sumieniem. Ciekawostka specjalnie dla Ewelinki, jedne okulary to Gucci. Nie wiem czy oryginaly, ale napis jest sliczny:)
Wczesniej nie zaprzatalem sobie zbyt wiele czasu na czytanie tego bloga. Dzis poczytalem nieco wiecej. Biore udzial w tej podrozy i potwierdzam ze blog jest pisany szczerze, wiernie oddaje przezywane przez nas przygody,
PS. Czasami nawet zbyt wiernie...
Gut
posadzili was w knajpie przy stoliku dla dzieci? hi hi ;)
a pro po handlu to Tomek mówi że by jeszcze rower wytargował do tych zapalniczek :))
no niestety jaki kraj taki rozmiar, a o rowej sie nie przejmujcie, w niegocjacjach jestem coraz lepszy. Lukaszek z reszta tez sie szybko uczy, wczoraj idziemy ulica, podchodzi babka z paczkami, pytamy sie po ile, ona 10000 za jednego. My sie smiejemy i odchodzimy, ta za nami do sklepu i mowi za dwa, potem wychodzi i mowi za trzy. Lukaszek, ze nie, ze nie chcemy, to ona opuszcza rece i mowi to ile za 10000, Lukaszek z usmiechem mowi za 5. Ta sie zgadza.
a myslisz , ze na co ta Pani patrzy oczywiscie , z na zolta paczke "cornflakes". Glodna jest po takiej podrozy :)
aha i nie pisz "WISKITKI" bo wszyscy beda mysleli , ze to gdzies w USA lepiej trzeba bylo napisac "ZYRARDOW" od razu wiadomo , ze to Polska gdzies pod Warszawa :)
Jakie tam usa, umiescilismy podpis Poland, wiec o pomylke bedzie trudno.
Prześlij komentarz