niedziela, 13 lipca 2008

Phnom Penh

A tak wygladamy po prawie dwoch tygodniach przygody.
Pierwsza kolacja w miescie i okazuje sie, ze siadamy w barze mieszczacy sie visa vis burdelu.



Tak wygladal Lukaszek jak go zawiezlismy do lekarza!




Stolica Kambodzy zrobila na mnie ogromne wrazenie. Jest to miasto chyba najostrzejsze na naszym szlaku, pelne drugow, dziwek i przemocy, jednak ma swoj niepowtarzalny urok, ktorym czlowiek nie moze sie nasycic zaraz po przyjezdzie. Pierwszy raz kiedy jestem w takich miejscach jak to, to staram sie jak najbardziej poczuc atmosfere, klimat w nich panujacy. Wyglada to tak, jakbym sie chcial zachlysnac tym miejscem, zeby az po brodzie mi kapalo. Patrze na koloryt miasta, wsluchuje sie w melodie, nabieram w pluca powietrza, a w nozdrza cala palete otaczajacych mnie zapachow. Z reguly i tak jest to wszystko na nic i zawsze pozostaje pewien niedosyt zwiazany z pytaniem, czy starczy mi czasu aby wystarczajaco poznac to miejsce? Nigdy odpowiedz nie przychodz odrazu, to zalezy od miejsca. Teraz pewnie was zaskocze, ale bardzo czesto bywa tak, ze juz po kilku dniach mam przesyt tego miejsca i chce z niego wyjechac, jestem po prostu nim zmeczony. Sam nie wiem czym to jest spowodowane, ale z reguly wlasnie tak bywa, nie ma juz nawet cienia tego uczucia, ktore towarzyszylo mi przy wjezdzie. Tym razem bylo podobnie, z ta tylko roznica, ze jechalem tuk-tukiem przezywajac euforie poznawcza i wlasnie sobie to uswiadamialem i zadawalem pytanie, czy trzy dni wystarcza, aby takie miejsce sie znudzilo? Zobaczymy.

Najwazniejwsze bylo doprowadzic Lukasza do porzadku, bo bylo juz znim bardzo kiepsko, zaczal miec dreszcze, goraczka sie utrzymywala, o nodze w ogole nie mowiac. Oczywiscie na moje perswazje o doktorze jak na prawdziwego twardziela przystalo mowil, ze jeszcze chce poczekac. Ja, ze nie ma na co czekac, chyba, ze na smierc, ale na nia po co czekac, lepiej sobie od razu palanc w leb niz sie meczyc. No wreszcie sam sie zdziwilem bo decyzja zapadla jedziemy do doktora. Noi zaczyna sie szukanie lekarza, nie jest latwo, ale sie udaje. Lukaszek zostaje przebadany na wszystko oprocz Hiv-u. Na to ostanie badanie chyba zabraklo mu odwagi. Facet pobiera krew mu z dloni, widze ze go chyba cholernie boli ale nic nie jeknal nawet, potem tylko spojrzal sie na mnie i mowi:
- tyle mu wystarczy? Ale facte po chwili wyjmuje druga strzykawke z igla, a Lukaszek jak to widzi pada glowa znowu na poduszke i wyjekuje tylko:
- ja pierdole, ma druga.
Tez sobie mysle, co to bedzie jak facet do kazdego badania bedzie bral oddzielnie krew, ale na szczescie okazal sie bardziej rozgarniety niz go ocenilismy i ten drugi raz byl ostatnim. W badaniu wyszlo, ze Lukaszek ma denge albo dur brzuszny. Bardziej prawdopodobny dur, ale jeszcze nie wiemy ze to dur, bo koles podaje jakas lacinska nazwe. Jestem zesrany, bo wiem ze moglismy sie z Gutem od niego zarazic. Ale zaraz po powrocie do hotelu sprawdzam w swojej ksiazeczce szczepien, ze to jednak dur. O kurwa ale mialem farta, przeciez mialem nie robic tej szczepionki przed wyjazdem. To chyba moja najlepsza inwestycja w tym roku, gdyby nie to, ze mamy ta szczepionke, to pewnie tez bylibysmy chorzy z Gutem, bo jemy wlasciwie to samo, a poza tym ja pilem z Lukaszem z tego samogo kubka. Teraz juz koniec z takim piciem, trzeba bedzie bardziej uwarzac. Lukaszek dostal torbe lekow i jesli to nie denga to za trzy dni ma nastapic radykalna poprawa. Dobre bylo to, ze Lukaszek wychodzac z kliniki pierwsze co do mnie powiedzial to:
- o kurwa, ale mialem stracha, jak to dobrze, ze to nie zoltaczka, a dur, co to w ogole za choroba, ale dobrze, ale dobrze.

Poszlismy sie z tej okazji z Gutkiem upic na taras naszego hotelu. A mieszkamy nad samym jeziorem z widokiem na miasto. A widok jest przesliczny, siedzielismy prawie do 3 w nocy popijajac driny, dyskutujac i delektujac sie przepieknym widokiem swiatel wiecznie zyjacego Phnom Penh.

3 komentarze:

kuba pisze...

Gęby wam się cieszą na pierwszym zdjęciu, znaczy że wszystko dobrze ;) fajnie czytamy dalej i czekamy na jeszcze...

Renia pisze...

Koniecznie zaopiekujcie sie Lukaszkiem zeby i on mogl miastem sie zachlysnac z wami i jakiegos drineczka sie napic, a z tym durem to chyba powazna sprawa co???

Tomek pisze...

nie tak poazana jak by sie moglo wydaac, jak sie dostanie kupe lekow to mozna go dosc szybko wyleczyc, jest powazna tylko wtedy jak sie tego nie leczy, mozna nawet zejsc, ale tak jest z wieloma chorobami. O wiele gorzej by bylo gdyby sie okazalo ze Lukaszek ma denge, bo na nia nie ma lekarstwa, po prostu trzeba przechorowac w szpitalu.