wtorek, 8 lipca 2008

Zberezniaki

Nie sadzilem, ze az tak jestescie na punkcie sexu zakreceni. Na podany przeze mnie numer tylko ostatniego dnia zadzwonilo ponad 30 tysiecy osob, przy czym ponad 10 tysiecy chcialo wysluchac przedmiotowego opisu w jednym czasie. Najlepsze jest to, ze wiekszosc to kobiety. Nie znajdujemy na to zadnego wytlumaczenia, chociaz oproznilismy juz 5 butelek miejscowej wodeczki zastanawiajac sie nad tym faktem.

Tak naprawde, to wymyslone przez nas doswiadczenie mialo za zadanie pokazac jak bardzo wam zalezy na poznaniu naszego losu i czy podoba wam sie styl pisanego bloga. Zdaliscie egzamin na piatke. Jednak jesli chcecie, aby nasze doswiadcznia podroznicze ograniczaly sie tylko do podbojow sexualnych, to musze was straszliwie rozczarowac. Tak naprawde, to nigdy szczegolnie nie interesowalismy sie ta strona zycia. A tak w ogole to teraz jestesmy szczesliwie zakochani, a zatem splycanie tak powaznego uczucia jakim jest milosc do poziomu sexu wydaje sie byc nam po prostu zenujace.

Acha, szkoda, ze was nie bylo jak podjechalismy przed momentem, tzn. sporo po 24 z naszym przewodnikiem do sklepu z zamiarem zakupienia piwa. Patrzymy a tu stoi na ladzie miejscowa wodeczka. Lukasz pyta ile za butelke, okazuje sie, ze 1 dolar. Ten jak to slyszy odrazu zamawia 5, kupujemy jeszcze szesc piw na zapojke. Facet wybalusza oczy. Pomimo faktu, iz poznal juz w czesci nasze mozliwosci podczas przezywania dnia minionego - pyta - czy to wszystko zamierzamy wypic w nocy. Odpowiadam, ze chyba zwariowal, przeciez to musi nam starczyc na caly ranek, no i oczywiscie podroz do Batambong, w ktora udajemy sie jutro z samego rana.

Od Guta(4.00am):
Razem z Lukaszkiem pijemy piwko (a little bit) i jestesmy strasznie cieci na to, ze Tom nadal siedzi przed kompem i pisze materiał na ten cholerny blog! My w tym czasie zyjemy....
I oto wydarza sie cud – Tom wreszcie konczy pisanie i zaczyna sie impreza, ktorej konca nie widac.... budzimy sie rano.. (jak zwykle podczas tej podrozy bez kaca) i jedziemy dalej w nieznane...
PS. Nawiasem mowiac zastanawiamy sie z Tomem czy przypadkiem jakis zblakany komar z Pailin nie zakradl sie i nie zasmakowal naszej slodkiej europejskiej krwi...a jesli tak, to jestesmy strapieni mysla, ze ktorys mogl nas zarazic malaria! Ale: „life is life”...jedziemy dalej!:)

7 komentarzy:

ewa pisze...

Witaj Tom!
Namiary na stronę przesłał mi Gut(Tatry, pogoda-to ja).Przeczytałam dziennik z podróży i gratuluje pomysłu! Fajna sprawa ten blog.Fajnie sie czyta, dobry interesujący styl.
Podziwiam, że znajdujesz czas na pisanie.Tak trzymaj!Pozdrawiam!

kuba pisze...

trochę dwuznacznie brzmią twoje zapewnienia, "że jesteście szczęśliwie zakochani" w kontekście ostatniego snu kolegi Łukasza... hi hi
ale wracając do tematu, jaka ta ich "wódeczka" w porównaniu z wódeczką, pewnie takie mocne wino?
a no jakie tam mają piwo, podobne do ludzi czy jakieś wynalazki (typu bananowe)?

Ella pisze...

no ja nie mogę uwierzyć w to Twoje zakochanie... tyle lat, tyle lasek ciągle coś Ci nie pasowalo, a tu już proszę od razu milość. to chyba zasluga lokalnej wódeczki :)
jak w piosence : ... tylko wina czasem brak...
co innego Lukasz, on to widać co dzień od nowa zakochuje się na zabój. Krótko ale mocno.

Tomek pisze...

Witam wszystkich, dziekuje serdecznie za wasze komentarze, juz myslalem, ze nikt tu nie wchodzi i ze nie warto tego pisac.
Ewo - witaj serdecznie i dzieki za cieple slowa, z czasem rzeczywiscie jest krucho ale sie staram.
Kuba - wodeczka jest tu rzeczywiscie tak jak wino, przynajmniej my ja tak pijemy:), ciekawe skad masz te informacje?a, my teraz walimy Mekong, niby ma 38,5 procent, ale potrafimy wypic jego taka ilosc, ze informacja na etykiecie nie moze byc prawdziwa. Co do piwa to jest ono kiepskie, wyprobowalem juz wszystkie dostepne tu rodzaje, najlesze chyba wydaje mi sie Leo, ale nic nadzwyczajnego, czekam na Laos, bo tam, podobno maja piwo jedno z lepszych na swiecie. Browary przejal jakis Niemiec i stworzyl taka jakosc, ze teraz miejscowe piwo exportuje sie na caly swiat, nie mozna go jednak dostac w Tajlandii bo jest to zabronione.
Ella - Ty mnie najbardziej zaskakujesz, nie dosc, ze to twoj pierwszy wpis ukazal sie na tym blogu to widze, ze mnie dobrze znasz. Faktycznie milosc juz mi przeszla, jestesmy juz bardzo daleko od Pailin, a poza tym tak szybko sie nie zakochuje.
Co innego Lukasz, jego nie odszyfrowalas, ten koles nie pokazuje tego po sobie ale faktycznie potrafi sie zakochac od pierwszego wejrzenia, nawet w tajemnicy dal swojej wybrance kaske na buciki, tym mnie naprawde urzekl. Az sie o niego zaczalem martwic, ale widze, ze uczucie go do konca nie porwalo i urok wietnamskich kobiet na pewno go z niego wyleczy.

Ella pisze...

Tomasz, ale się ubawilam! No znam Cię dobrze od trzech lat - a czas nie jest z gumy :) Nie podpisuję się swoim imieniem, ale pierwszy wpis robilam przy Tobie...
czytamy w robocie, jak się da, Wasze blogi - to jak Cizia Zyke w Azji :)
rozumiesz. I nie strasz, że będziesz grzecznie zwiedzal z aparacikiem w ręku, bo ja zalożę blog z podróży do Legolandu ! Czekam na następne ekscytujące wpisy i zdjęcia!

tranquilopablo pisze...

Tomek pisac jest warto, warto.My czytac, czytamy hehe.
Widze ze azjatyckie slonce szybko Cie dopadlo.
Powiadasz ze Leo? Why? :)
Kiedy sie wybieracie do Angkor Wat?
Acha,gdybyscie czasem natrafili na jakiegos weza tam na miejscu, choc nie zycze, to cyknij fotke i wrzuc na bloga chocby.
Cos mi sie wydaje ze Lukasz na Ameryke Srdkowa bedzie sie zbieral z Azji.

Tomek pisze...

Sorki Ewelina ale jestem teraz straznie zakrecony, bardzo duzo sie dzieje, niestety nie moge zamieszczac teraz zdjec i postow bo zgubilem swojego pendriva, ale mam nadzieje ze jutro to sie zmieni i cos zamieszcze. Mam kupe materialu duzo sie dzieje/ Jutro jedziemu do stolicy Kambodzy, podobno bardzo ostre miasto, mam nadzieje ze uda nam sie tam przetrwac, trzymajcie kciuki. Mamy problem z Lukazem, bo zachorowal, jutro moze to opisze. Trzymajcie sie, bawimy sie caly czas swietnie.