Z przyjacielem Polanskiego
Ostatnia zwiedzana przez nas swiatynia podczas tej podrozy
A to zdjecie nie zostalo zrobione w wielkim akwarium, tylko w rzece!
Idzie prosto na mnie
Tutaj slonie musza znac przepisy ruchu drogowego
Tutaj sie nie da wszedzie dojechac na rowerze!
Przypomina nieco Ankor!
Gdy zobaczylismy policjanta
To postanowilismy troszke postrzelac!
Tu mnisi dostali datek w postaci ryzu, ciekawy sposob podawania, chyba ten, ktory to wymyslil mial za zadanie wymyslic zajecie dla jak najwiekszej liczby ludzi.
A ci mnisi chyba nieco oszukuja z tym niejedzeniem po 11.00!
Tak sobie zawsze wyobrazalem rasowego mnicha
Na szczescie ruiny swiatynne znajdujace sie w tym miescie, to zupelnie inna bajka. Moge smialo powiedziec, ze nie rozczarowaly mnie w ogole, wrecz przeciwnie zaskoczyly swoja wielkoscia, majestycznoscia i magiczna aura, ktora sie w nich roztacza. Z pewnoscia warto tu przyjechac i pokrecic sie po tych starych swiatyniach. Ich kompleks mozna przyrownac do tego z Ankoru, nie sa w prawdzie tak stare, bo z XIV - XV w. i az tak wielkie, jak niektore z tamtejszych swiatyn ale swoim pieknem niewiele im odstepuja. Sam nie za bardzo lubie zwiedzac ruiny, wiec nigdy nie czerpie z tego jakiejs specjalnej przyjemnosci. Tym razem bylo inaczej, moze wlasnie dlatego, ze bylem od poczatku negatywnie nastawiony, poprzez syf miasta. Jeszcze wczesniej Lukaszek nam doradzil, abysmy wypozyczyli rowery, bo on zwiedzal na piechote a to potem okazal sie niezbyt dobry pomysl. Faktycznie, bez rowerow byloby sie ciezko tutaj obejsc. Mielismy caly dzien i bynajmniej nie proznowalismy a i tak udalo sie nam zobaczyc 8 czy 9 najladniejszych i najbardziej godnych uwagi miejsc. Dla tych czytelenikow, ktorzy sie tutaj wybieraja moge powiedziec, ze wejscie do pojedynczej swiatyni kosztuje niecalego dolara. Jednak jesli ktos ma mocno ograniczony budzet albo ze swej natury jest cwaniakiem i dusigroszem, dodam, ze nie ma problemu z wejsciem na gape. Kompleksy swiatynne sa zwykle duzej powierzchni, praktycznie w ogole niestrzezone, okala je niewysoki murek. Wystarczy tylko odejsc nieco w bok, jednym susem przesadzic murek i juz sie ma prawie dolca w kieszeni:)
Jak sie jezdzi rowerem po Ayuthaya warto sie zaopatrzyc w kupe kamieni albo dobry kij. Szczegolnie wieczorem problem psow powraca i trzeba sie trzymac na bacznosci. W ogole doszedlem do wniosku, ze tutaj naprawde przydaloby sie miec pistolet, by walic z niego do psow i szczurow.
Po powrocie bylismy bardzo skonani ale jeszcze skoczylem na net, zeby cos napisac i tutaj niesamowity zonk. Nie wiem, czy jakis haker mi sie wlamal na konto, czy co, ale nie moge sie zalogowac na swoja poczte i wyswietla mi sie komunikat, ze dane sa nieprawidlowe. Po prostu koszmar. Jakby tego bylo malo, to cos sie popieprzylo z blogiem i stracilem cala szate graficzna, nad ktora kiedys tak dlugo siedzialem. Wkurwienie moje bylo po prostu niewyobrazalane. Gutek byl tylko tego biednym swiadkiem i odbiorca. Wrocilismy do hotelu, zeby sie odswiezyc.
Wchodze pod prysznic, pucuje cialko, po czym wychodze i myje zeby. W miedzy czasie do lazienki wchodzi Gutek (A lazienke mamy obszerna, mieszczaca sie jakby na tarasie. Mozna siedziec na kiblu i kontemplowac przyrode, sluchac ptaszkow. Minus jest tylko taki, ze kibel jest w zasiegu okna domu sasiedniego, wiec ktos ma fajny widoczek, bo oczywiscie nie ma zadnej kotary. Nam to jednak nie przeszkadza a nawet moge przyznac, ze z powodu oryginalanosci tej lazienki wybralismy ten pokoj. Jendak najwazniejsze jest to, ze lazienka ma zasuwane drzwi z samozatraskujacym sie zamkiem, ktory mozna otworzyc tylko od srodka pokoju) i zatrzaskuje drzwi za soba. Ogladam sie i wykrzykuje - o kurwa, o kurwa, znowu to zrobiles. No nie da sie ukryc, zrobil to po raz drugi. No i co teraz? Szybko sie zastanawiamy. Ciezko jest krzyczec, bo za bardzo nie ma do kogo. Z ulicy slyszymy jak facet gra na gitarze i spiewa w jakims lokalu "Stand by me". Smiejemy sie, ze autor tego rozwiazania z zamkiem nie przewidzial, ze do srodka wejdzie dwoch mieszkancow naraz i jeszcze na dodatek jeden z nich bedzie mial pierdolca na punkcie komarow i za kazdym razem bedzie zatrzaskiwal drzwi za soba. No dobra, postanawiam wyskoczyc na zewnatrz, chociaz jestem w samych gaciach a pode mna ciemno jak w dupie u murzyna i teren niepewny. Gutek jednak przytomnie stwierdza, ze to i tak nic nie da, bo drzwi sa zamkniete od srodka pokoju na skobel, wiec obsluga tez ich nie otworzy. No tak, teraz dopiero jestesmy udupieni. Probuje podwarzyc drzwi, jednak sa tak skonstrulowane, ze musialbym je kompletnie rozwalic. Trzeba rozpieprzyc okiennice. Kiedy decyzja w tej sprawie zostala podjeta, dlugo nie musialem sie z nia silowac. W akopaniamencie dobiegajacej muzyki wyrwalem okiennice z trzaskiem. Nawet nie bylo duzych strat, dalo sie ja przywrocic niemal do stanu poprzedniego. Problem tylko byl taki, ze Gutek w miedzyczasie, nie wiem po co, zaczal odkrecac kran. Chyba myslal, ze z kranem latwiej mi bedzie wyrwac okiennice. Kranu mu sie odkrecic nie udalo, ale wyleciala uszczelka, ktorej za chiny nie moglismy wsadzic z powrotem. Kran teraz nie dziala, bo woda leje sie z niego jak z fontanny.
Dosc wrazen na dzis, chodzmy cos zjesc i kladzmy sie spac, bo jutro trzeba jechac do Bangkoku. Wychodzimy i idziemy do baru, z ktorego slyszelismy dobiegajace szlagiery. Okazuje sie, ze gra miejscowy piesniarz. Przy jednym stoliku widze goscia, ktory trzyma w rekach glowe i kiwa nia z lewa na prawo. Widze, ze ludzie siedzacy przy innych stolikach przygladaja mu sie uwaznie. Mowie do Guta - patrz na tego goscia, ten to dopiero ma dosyc. Podchodze do niego, klepie w ramie i mowie - don't sleep man!
On odpowiada - I don't sleep, I'm thinking!, po czym pyta sie mnie skad jestem. Odpowiadam, ze z Polski. A facet wybalusza oczy i mowi, ze ma jednego przyjaciela z Polski, nazywa sie Roman Polanski. Mowie - zeby sie nie wyglupial, a on obrusza sie szalenie i mowi, ze to prawda i zaczyna o nim opowiadac, ze Romek to to, albo Romek to tamto. Niektorzy z Was pewnie wiedza, jak wazna postacia dla mnie jest Polanski, po prostu szczena mi kompletnie opadla. Okazalo sie, ze facet jest rezyserem filmowym. Kilka lat spedzil w Anglii i w Stanach. A Polanskiego zna z Bangkoku, mowi, ze bardzo go lubi i bardzo ceni Polakow, bo to niezwykle silni i bystrzy ludzie. Nawet mowi, ze najbystrzejsi na swiecie, czym doprowadza mnie do smiechu. Szkoda, ze facet jest kompletnie zalany i ciezko mu sie skupic na temacie. W kazdym badz razie sprawial wrazenie, ze faktycznie rozmawial z Polanskim i z nim wspolpracowal. Moze slowo przyjaciel, ktore podkreslal z zapalem, to za wiele powiedziane, jednak musieli sie spotkac kilka razy w przeszlosci. Historia jest niesamowita, oczywiscie zostajemy w tym lokalu. Knajpa jest droga jak na nasza kieszen, jednak nie tak droga, zeby spieprzyc taka okazje. Facet zna tu wszystkich, wiec przysiadamy sie od stolika do stolika. Glownie sa tu miejscowi, bohema artystyczna i biznesowa. Poznajemy tez goscia zajmujacego sie moda w Bangkoku, kiedy mi mowi, czym sie zajmuje, odpowidam, ze wlasnie na takiego wyglada. Ten dziekuje, a ja ze 100 procentowa szczeroscia odpowiadam - nie ma za co, bo facet wyglada na rasowaego pedala. Potem wielokrotnie mowie o tym do Guta, a ten sie pyta skad wiem. Nie moge w to uwierzyc, ze zadaje mi takie pytanie, bo ten facet, to po prostu zurnalowy wzor pedala (nie chodzi tylko o ubior ale o modutacje glosu, czy gestykulacje i ruchy cialem). Dzis rano Gutek przyznal sie, ze pod koniec imprezy zapytal sie tego goscia czy jest homo i koles odpowiedzial, ze tak.
Jestem tak podekscytowany calym tym wydarzeniem, ze namawiam Gutka, zebysmy wyszli na scene i cos zaspiewali. Ten nie chce i broni sie przed tym pomyslem zazarcie. Ja jednak mysle, ze nie mamy nic do stracenia. Ostatecznie wstaje, podchodze do faceta na scenie, tlumacze o co chodzi i wolam Guta. Zapowiadam nasza piosenke i prosze o wybacznie, ze bedzie w jezyku Polskim. Ludzie sa niezle zdziwieni i skoncentrowani na naszym wystepie. Spiewamy 16 ton, na kompletnym luzie, bez zadnej tremy, Gut wprawdzie myli sie dwa razy ale ostatecznie chyba wypadlismy niezle, bo dostajemy mocne brawa i towarzystow prosi o bis. Wiec spiewamy "Czy te oczy moga klamac" i jest ostateczny szal.
Zadecydowalismy, ze pojedziemy na miejscowe disco. Tam dopiero zapachnialo nuda. Nikt nie tanczyl, muzyka dudni w uszach, ludzi jak na lekarstwo. A o drugiej konczy sie cala impreza i wszystkich wywalaja z lokalu. Znowu wracamy pod hotel i zaczyna sie picie. Ja juz mam dosc i ide do pokoju. Gutek jeszcze zostaje na miejscu i ostatecznie wraca do pokoju rano. Jakiez bylo moje wkurwienie, kiedy budze sie w nocy i widze, ze na moim lozku siedzi opisany wczesniej przeze mnie pedal. W pierwszej chwili mysle, ze to koszmar. Pytam sie goscia, gdzie jest Gutek? A ten odpowiada, ze bawi sie na zewnatrz. Pytam sie - skad sie tu wzial? Ten, ze Gutek go tu przyslal. Ja mu mowie, ze nie jestem gejem i zeby spierdalal z tego pokoju, a ten sie jeszcze pyta, czy moze mi dac buzi. Oz ty w zyciu, czuje, ze zaraz sie zerwe z lozka i rozwale jego lbem drzwi wejsciowe. Ten na szczescie w mig pojmuje sytuacje i wychodzi z pokoju. Ciagle leze na lozku po prostu zamurowany, nie moge w to uwierzyc, mam ochote rozpieprzyc Guta. Nawet wstaje, sprawdzam, czy wszystko jest w pokoju i postanawiam zaczekac na Guta. Czuje, ze tym razem miarka sie przebrala. Jestem jednak tak padniety, ze zmecznie bierze nade mna gore i ide spac zamykajac sie od srodka. Gutek wraca o 10 rano, przebiegu naszej rozmowy nie bede juz wam relacjonowal.
5 komentarzy:
"Wow..." how wonderful your country is....have a nice day"
a czy te wszystkie atrakcje działy się po czy przed tym jak na Guta spłynęła światłość w świątyni ?? (no widziałam na zdjęciu :) )
widzę, że najciekawsze rzeczy los zostawił dla Was na koniec wycieczki :))
No tak, do konca nie odpuszcza nas fatum prawdziwej przygody. Najbardziej jednak boje sie powrotu do Bangkoku, tam to dopiero moze sie cos wydarzeyc niezwyklego:)
It's not so bad! Take care reporter78.
no, żeby nie wyszło, że jak Tomek chce wy..khhmm Bogów na kaskę, to Bogowie będą chcieli wy...khhhym Tomka... ;)
Prześlij komentarz