Z rana Gut oznajmil stanowczym tonem, ze jego kregoslup jest na tyle zmeczony, ze on dalej dzis nie jedzie i potrzebuje jeden dzien odpoczynku. Impreza sie nieco wczoraj przeciagnela, wiec nie oponowalismy z Lukaszkiem. Tego dnia sie po prostu byczylismy nie robiac nic poza krotkim spacerem po miescie i rozmowa z Niemcem i parka ze Stanow, ktorzy tez postanowili tutaj zostac. Bylo bardzo przyjemnie, zwlaszcza, ze hotel choc skromny byl fantastycznie polozony, bo nad samo rzeka. Siedzialo sie na tarasie wiszacym z 12 metrow na nurtem rzeki i deliberowalo o wloczegowskich sprawach. Jedzenie za to bylo naprawde dobre, wiec moglismy wreszcie naladowac baterie przed kolejna przygoda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz