sobota, 2 sierpnia 2008

Hanoi relacja.

Ulice Hanoi



Miasto zrobilo na mnie zdecydowanie lepsze wrazenie niz Sajgon. Posiada stara, bardzo ladnie architektonicznie zaprojektowana czesc, w ktorej miesci sie wiekszosc tanich hoteli. Jest mnostwo turystow, ale to wszystko tworzy niezwykle sympatyczna i przyjazna, backpackerska atmosfere.

Na pierwszy ogien poszlo muzeum wieziennictwa. Nie wiem dlaczego, ale ten rodzaj muzeow, podczas tej wyprawy, upodobalismy sobie najbardziej. Moim zdaniem warta pozycja do zwiedzenia. Potem udalismy sie do muzeum kobiet wojny, tutaj chlopaki juz wymiekli na wiesc o cenie biletu (skad inad bardzo taniego), wiec pierwszy raz musialem cos spenetrowac samemu. Muzeum okazalo sie byc niezwykle nudne i niewarte ogladania, dlatego decyzja chlopakow okazala sie sluszna.

Pozniej przyszedl czas na zalatwianie wizy do Laosu dla Lukasza i kupienia biletu do Sapa. Wszedzie chodzilismy na piechote, wiec pokonalismy szmat drogi podczas tego dnia, ale dzieki temu dosc dokladnie moglismy poznac miasto, ktore jest interesujace. Na koncu mielismy jeszcze pojechac do wioski wezy, bo szkoda nam bylo poswiecac kolejnego calego dnia tylko na wioske, skoro miasto juz zostalo spenetrowane. Okazalo sie jednak, ze w drodze do hotelu zaczelismy z Lukaszkiem wpadac w zakupowy szal, wstepujac z jednego sklepu do drugiego. Noi znowu sie zaczelo. Nakupowalem cala mase niepotrzebnych rzeczy. A najlepszy okazal sie sklep z pirackimi filmami. Kupilem tam cala filmografie Polanskiego i Kieslowskiego za niecale 7 dolary. To niesamowite jak nisko zostala tu wyceniona tworczosc tych wspanialych ludzi. Ale nie tylko ich, mozna tu kupic po prostu wszystko, znalezlismy nawet gigantycznych rozmiarow pudlo ze wszystkimi oscarowymi filmami od poczatkow istnienia tego filmowego swieta. Poza tym kupilem sobie jeszcze filmografie De Niro i Caga, przewodnik po poludniow-wszchodniej Azji i ksiazke do angielskiego. Znalezlismy tu sklep ze wszystkimi kopiami istotnych ksiazek jezykowych w bardzo atrakcyjnych cenach, po prostu istne Eldorado dla zakupowych maniakow. Wreszcie kupilem tez pendriva, wiec moze bedzie latwiej z relacjami. Zatem wydalem tu nieco wiecej niz bylo to zapisane w moim budzecie, a poza tym nie starczylo nam czasu i sil na wycieczke do wioski wezy.

Pod koniec dnia udalismy sie na piwko na pobliskie skrzyzownie gdzie jest chyba osiem barow i gdzie kufel piwa kosztuje 40 groszy. Sa tam ludzie z calego swiata. Siedzimy i pijemy, nie moge sie nadziwic jakie mamy powodzenie. Stwierdzam, ze bedzie mi tego brakowalo w Polsce. Panienki do nas zagaduja z kazdej strony. Wybieramy francuski do rozmowy, ale chlopaki sa tak padnieci po przechadzkach dnia dzisiejszego, ze maja wszystkiego dosc i postanawiaja odpuscic sobie rozmowe z dziewczynami i wrocic do hotelu. Ja jeszcze zostaje na jedno piwko, po chwili sie okazuje, ze podjeli fatalna decyzje bo przychodzi trzecia Francuzka, wiec byloby do pary. Ale juz mi sie nie chcialo po nich biec, szczegolnie, ze widzialem wczesniej jak mocno walczyli ze soba. Po zamknieciu lokalu, okazuje sie, ze dziewczyny proponuja dalsza zabawe, ja jednak mam na uwadza zaplanowana poranna pobudke i decyduje sie na powrot do hotelu. Nie bez znaczenia tez byl fakt, ze zadna z nich nie posiadala czaru Caterine Denevou, wrocilem zatem do hotelu i zaczelismy ogladac jeszcze z Lukaszkiem „Niebieski” Kieslowskiego. Lukaszek po jakiejs godzinie wymiekl, wiec i ja postanowilem, ze pojde spac.

Dialog dzisiejszego dnia:
Podchodzi do nas facet z obslugi wiezienia, w ktorym jest teraz muzeum i mowi:
- I’m sorry, in ten minutes we are closed,
- Oh, that’s interesting, I first time see the prison which is closed, odpowiadam.

6 komentarzy:

Ella pisze...

to Hanoi może i ladne, ale domki wyglądają jakby mialy się za raz rozlecieć.
No nie wiem, ale czuję się lekko winna, choć może nie powinnam, jak czytam, że tak ciągle coś kupujesz i kupujesz. Zupelnie jak ja w Disneylandzie :) (i nie tylko) choć teraz to już koniec...
Pozdrowiam calą Trójcę !
a tej Francuzeczki, to jednak szkoda, co ? nawet jak to nie byla piękność dnia...

kuba pisze...

No proszę, tak a pro po zakupów to mieliśmy stadion 10 lecia a teraz to do Hanoi trzeba sie tarabanić... choć jak by ktoś życzliwy dał cynk celnikom na lotnisku to mogło by się okazać, że nici z zakupów ;))

Tomek pisze...

No wlasnie tego sie obawiam, najbardziej by mi bylo szkoda filmow.
Kurcze tylko Wy cos tutaj piszecie, jestem Wam wdzieczny, bo gdyby nie Wy to chyba bym zaprzestal pisania tego bloga.

Ella pisze...

nawet o tym nie myśl ! Jesteś naszym lokalnym bohaterem !
a inni też chyba czytają ale wstydzą się pisać:)

Tomek pisze...

Nie no, nie zaprzestane pisania tak latwo. Trzymajcie sie tam.

kuba pisze...

no dzięki, teraz ja będę miał Sajgon, bo obie dziewczyny już (lub jeszcze) na urlopie