czwartek, 21 sierpnia 2008

Vientiane

Fontanna w samym centrum miasta, niestety pomimo sporego upalu, nie dzialala
A tak wygladamy obydwaj, mordy nam sie ciesza a nie przez sauniana kapiel ale przez Laotanczyka, ktory robi zdjecie i zaglada przez wizjer aparatu trzymajac glowe 0.5 metra od niego i mruzac prawe oko.
A tak wyglada moja zarosnieta geba:)
Jak widzicie Lukasz juz praktycznie zupelnie wydobrzal
To widok z naszego balkonu hotelowego z nazwa guesthousu, w ktorym jestesmy, jakby ktos nabral ochoty na male odwiedziny!
Na tutejszych bazarach mozna kupic prawie wszystko
Opisywane przeze mnie wczesniej frykasy. Poprzez nieuprzejmosc sprzedawczyni niestety nie mam pelnej fotodokumentacji tego miejsca!
A tak wyglada Stary Market w Vang Vieng
Jestesmy juz w Vientiane. Czas plynie tu blogo. Jest to bardzo urokliwa miejscowosc z kolonialna zabudowa. Nie ma tutaj halasow innych stolic, ktory zawsze tak bardzo nas meczyl. Niska zabudowa nadaje specyficznego klimatu temu miejscu. Odnosi sie wrazenie, ze jest sie w malym, spokojnym miasteczku a nie w stolicy sporego panstwa.

Pierwszego dnia znalezlismy dogodny hotelik, poszlismy cos zjesc a potem bylismy tak zmeczeni podroza, ze postanowilismy sie polozyc. Wieczorem zas, ja nabralem ochoty na saune i udalo mi sie namowic na nia Lukasza. Gut potrzebowal plywania, wiec udal sie na basen. Sauna byla trzy kilometry od naszego hotelu. Postanowilismy sie przejsc, zeby poznac miasto. Doszlismy na miejsce 20 minut prze 20.00, a sauna byla otwarta do 20.00. Facet goni nas motorem i mowi, ze nie ma co wchodzic do swiatyni (bo sauna, zeby bylo smieszniej miesci sie na terenie swiatynnym), bo sauna jest juz zamknieta. Mowie mu, zeby nie gadal bzdur, my tu tyle szlismy, ze beda musieli na nowo ja otworzyc. Facet sie smieje ale prowadzi nas w kompletnych ciemnosciach na miejsce (pisze ciemnosciach, bo swiatynia jest polozona w lesie, tak, ze z drogi jej kompletnie nie widac). Okazuje sie, ze sauna jest jeszcze otwarta, wiec wchodzimy do srodka. Gdy zazywamy kapieli, przychodzi do nas dwoch mnichow i zaczynaja sie napieprzac w srodku, na szczescie wszystko na zarty. Tak sie tam nam spodobalo, ze siedzielismy przy herbacie dobre dwie godziny. Az przyszla baba i delikatnie nas wyprosila. W drodze powrotnej zjedlismy kolacje i dalsza rozmowe kontynuowalismy na balkonie.
Bardzo mi sie tu podoba, spokojne miasto, bardzo dobre do tego, zeby porzadnie w nim odpoczac, zupelnie inne niz sie spodziewalem. Ludzie sa tu bardzo przyjazni i mili, nie czuje sie zagrozenia na ulicy, wiec mysle, ze jest bezpiecznie. Zostaniemy tu dwa albo trzy dni.

17 komentarzy:

kitaniec pisze...

mogłem niezbyt wnikliwie czytać; napisz cenę przejażdzki słoniem skoro Amerykanie i Niemiec uznali tę przyjemność za zbyt drogą

MeMberX pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
MeMberX pisze...

No stary zrobiles sie teraz na prawdziwego Chuck-a Norisa prawie jak "Zaginiony w akcji " ii "Zaginiony w akcji II" razem wziete :) wlasnie ostatnio lecial w TV i myslalem , ze to Ty ;) A te z szczurki z grilla nastepnym razem robimy na mazurach :) moze jakiegos kota jeszcze dorwiemy :)

MeMberX pisze...

I pamietaj - uwazaj na weze w wodzie bo w tych jaskiniach na pewno jest ich pelno :)

MeMberX pisze...

A ty kiedy wracasz w koncu jakos w przyszlym tygodniu chyba nie??? podaj mi emaila do siebie jak mozesz

Ella pisze...

Tomek jak Ty ładnie wyglądasz w tym sarongu ! :D Jak wietnamski Superman, chociaż to bardziej kolory Spidermana...
Tomson pyta czy chcesz o tym porozmawiać :) (bo on chyba chce!)
Ja tam uważam, że wyglądasz bardzo ładnie i chciałabym żebyś tak przyszedł do pracy 4-ego (mnie niestety 3-go nie będzie)!
Na widok szczurków ślinka leci - niech się schowają kebaby!

Tomek pisze...

Slonie kosztowaly 15 dolarow za godzine jazdy.
Z o pracy to wy mi jeszcze nie przaypominajcie, kupe wrazen i przygod jeszcze ciagle przede mna. Naprawde jest mi trudno nie myslec o powrocie a Wy mi jeszcze to utrudniacie. Bede 3 wrzesnia, chyba ze Bin Laden znowu zaatakuje:)
Moj email: tomalazak@interia.pl
Trzymajcie sie cieplo,
W takim razie do zobaczenia 4 Ewelinko.

Ella pisze...

normalnie mnie zatkało, jak Luk napisał, że miał 12 Azjatek. przez 4 miesiące tylko 12 !
nie wiem czy przyjdę 4ego na roboty bo to rocznica ślubu, a ja też jestem przesądna i chyba tego dnia lepiej siedzieć w domu :)

Tomek pisze...

Jak juz sie hajtnelas tego dnia, to przeciez nic gorszego Cie juz spotkac nie moze, wiec przylaz smialo:)
A co do Lukasza to wez pod uwage, ze przez spora czesc podrozy chorowal jak tez i to, ze polowe odbyl z takim swietoszkami jakimi z Gutem jestesmy. Zatem bylo mu bardzo ciezko, wiele razy bylo tak, ze trzymalismy go rekami i nogami, zebv tyko nie chodzil po raz kolejny na te baby, tylko siedzial z nami i pil piwo w hotelu:)

Ella pisze...

Ty i Gut świętoszkami ?! czyżbyście przeszli na buddyzm, dołączyli do mnichów klasztornych czy najedli się szczurków ?!

Tomek pisze...

No wiesz, Ewelina!
Zawsze tacy bylismy. Co te biedne nasze wielbicielki sobie teraz o nas pomysla, po przeczytaniu Twojego posta.
Przestan prosze zartowac, bo niebawem wracamy i jeszcze cos niedobrego z tych zartow wyniknie:)

Ella pisze...

jakie wielbicielki ????!!!

Ella pisze...

poza tym, może być już tylko lepiej :)

MeMberX pisze...

Panowie jak mozecie zabronic Lukaszwoi cieszyc sie kobietami , tak reaguje zazwyczaj zdrowy mezczyzna. Cos mi sie tu nie podoba Tomasz czyzbyscie zachorowali z Gutem czy cos innego??...i czy to nie jest aby zarazliwe :)

Tomek pisze...

Spokojnie nie jest tak zle z nami. Wlasnie wyszlismy po kolejna flaszke i zajrzelismy do netu, zeby zobaczyc co u Was slychac. Niestety przez tutejsza cenzure nie moge napisac gdzie idziemy dalej:)

Ella pisze...

znaczy się gdzie, jeśli laska ?
do b.?! - i nie mam na myśli bilardu :)

Tomek pisze...

Oj Ewelinka, Ewelinka, Oczywiscie, ze mialemna mysli bilard. Nie moglem jednak tegonapisac, bo tutejsze kluby bilarowe sa zamykane o 22.00. I jest to bardzo ostro przestrzegane, zeby zaden po tej godzinie nie byl otwarty.